Jest kilka etapów emigracji, przez które przechodzą wszyscy, którzy w swoim życiu podjęli decyzję o wyjeździe.
Jeszcze zanim je wymienię, chciałabym podkreślić, że kluczowe jest właśnie to przechodzenie, nie zatrzymywanie się, nie blokowanie czy fiksowanie na idei, przekonaniu. Będę jeszcze do tego namawiać w dalszej części tekstu.
Zacznijmy jednak od tego, że charakter emigracji, której doświadczamy lub mamy możliwość obserwować dziś różni się od tego, który miał miejsce chociażby w latach 80tych. Sama decyzja o emigracji nie jest już naznaczona ciężarem nieodwracalności. Teraz się wyjeżdża, nie emigruje, a decyzja o wyjeździe może być doraźnym rozwiązaniem, inwestycją, zaspokojeniem ciekawości – z resztą mobilność, wolność decydowania o miejscu zamieszkania jest współcześnie głównym czynnikiem startyfikującym. A mimo to, po przyjeździe do nowego kraju zawsze rozpoczynają się procesy asymilacji i akulturyzacji.
Chciałabym Wam te procesy przybliżyć posiłkując się teorią wybitnego etnologa Arnolda van Gennepa. Według niej proces ten składa się z trzech etapów. Pierwszy, następuje tuż po przyjeździe i jest to tzw. rozebranie ze społecznej tożsamości. To jest mniej więcej ten moment, kiedy wysiadamy z pociągu/samolotu i obdarci ze starych ról i nawyków przyglądamy się tej nowej rzeczywistości. Pierwsza faza procesu, to niemal jak pierwszy dzień w nowej szkole, może być nawet doświadczeniem magicznym, pamiętanym w najmniejszych szczegółach i wszystkimi zmysłami na bardzo długo. Może to być doświadczenie o tyle stresujące, co euforyczne a na pewno bardzo osobiste i subiektywne.
Kolejnym etapem jest tzw. faza liminalna, czyli proces społecznego zawieszenia (według badań jest to etap bardzo popularny i wielu decyduje się w nim zatrzymać na dłużej). W skrócie, ta pokruszona przez wyjazd tożsamość nie miała jeszcze możliwości się poskładać, trwają intensywne poszukiwania, przy jednoczesnym trzymaniu się na uboczu. Jest też opcja numer dwa, w której odbudowywanie tożsamości ustępuje miejsca świadomej decyzji o zawieszeniu, braku jakichkolwiek deklaracji. Brak tożsamości, to też brak autentyczności życia na emigracji, to przekonanie, że prawdziwe życie jest w kraju pochodzenia, a to co tu i teraz, to tylko przygoda i oczywiście im dłużej ten etap trwa, czy im silniejsze towarzyszą mu emocje, tym jest on bogatszy w takie typowe zachowanie niemal sabotujące ponowny proces socjalizacji.
MOBILNOŚĆ
Słynna, wspomniana wyżej mobilność i wolność decydowania o miejscu zamieszkania są współcześnie czynnikami ułatwiającym podjęcie decyzji o wyjeździe, a łączność i dostępność lotów, przejazdów, umożliwia to poruszanie się między dwoma światami. 80 procent przebadanych emigrantów z Wielkiej Brytanii przebywa w Polsce od 3 do 12 razy w roku. Jak widać spora część emigrantów doskonale odnajduje się w takiej nieco odrealnionej sytuacji życiowej, intensywnie wykorzystując własną nieokreśloność społeczną. Natomiast warto zwrócić uwagę na to, że to co dla jednych jest stymulatorem do zaspokajania swojej ciekawości świata i poznawania nowych ludzi i kultur, dla innych może stanowić trudny do przezwyciężenia czynnik depresjogenny, w efekcie prowadzący do patologii.
SPOTKANIE Z JĘZYKIEM
Dla tych osób, które decydują się na wyjazd bez znajomości języka, jest to niepodważalnie najtrudniejszy element całego przedsięwzięcia. Cały proces nauki, często ku zdziwieniu żmudny i czasochłonny, a przy tym braku możliwości wyrażenia siebie, poniekąd milczenia jest koszmarny. Jest to elementy silnie związany z budowanie poczucia własnej wartości, rezyliencji, niezależności. Wciąż jednak są osoby, które mimo wielu lat spędzonych poza krajem, nie znajdują w sobie gotowości do nauki nowego języka. Żyjąc w przekonaniu, iż jest on trudniejszy, brzydszy, gorszy od języka ojczystego, a budowanie sobie sieci wsparcia wśród rodaków pokazuje, że można w ten sposób bez problemu funkcjonować. Warto przyjąć za zasadę, iż nie ma lepszych i gorszych języków, na długi proces kształtowania języka wpływ ma przecież wiele czynników geo-politcznych. Język odgrywa natomiast kluczową rolę w budowaniu przynależności i toższamości, zwłaszcza jeśli mówimy o emigracji wielopokoleniowej.
SPOTKANIE Z KULTURĄ, OBYCZAJAMI
Niech podniesie rękę ten, któremu nie brakowało pierogów w wigilię lub ten, kto ich nie produkował z półproduktów znalezionych w lokalnych sklepach, starając się odtworzyć ten oryginalny smak i aromat. W chwili przybycia do nowego kraju mamy na jego temat pozytywne wyobrażenie, jesteśmy ciekawi nowych doznań, informacji i smaków. Może być jednak tak, iż te różnice, początkowo interesujące, staną się trudne do zniesienia i dla ich stłumienia tych emocji spotykamy się z ludźmi we własnym gronie, z rodakami, by w rozmowach wymieniać się argumentami na podtrzymanie często błędnych przekonań. Negowanie może również dotyczyć poziomu i formy nauczania w szkołach, typowych zachowań, obrzędów, postawy otwartości i tolerancji. Ciekawym zjawiskiem w takich sytuacjach jest idealizowanie kraju pochodzenia.
Aby proces asymilacji mógł przebiegać płynnie warto zwrócić uwagę na instytucjonalne uwarunkowania pobytu, dostępne wsparcie (doradztwo prawne, pomoc psychologiczna). Rozbudowywanie sieci migracyjnych – spotkania w gronie osób jedno lub wielokulturowych.
Warto poprzyglądać się sobie i swoim reakcjom, przekonaniom, zachowaniom, by móc spokojnie i świadomie przejść do fazy trzeciej, fazy swoistego przebudzenia, a tak naprawdę uzyskać efekt ciężkiej pracy, by na koniec móc powtórnie wejść do społeczeństwa, odbudować swój status i pozycję.
U podstaw powyższych procesów asymilicacji i akulturacji w nowym kraju, leżą emocje takie jak lęk, lęk przed oceną, frustracje, złość, żałoba, żal po stracie (utraconych ról, statusu). Problem oczywiście nie leży w tych emocjach i odradzam nawet dzielenie je na dobre czy złe. Kluczem jest samoświadmość, pozwolenie sobie na ich odczuwanie, prawidłowe przeżywanie oraz umiejętność wyrażania i czerpania z ich energii. Ale o tym w następnym poście… 🙂
Photo by Tim Mossholder on Unsplash